Madagaskar – mora mora #4 Załącznik:
mad04-6.jpg [ 481.59 KiB | Obejrzany 12176 razy ] Wyobraźcie sobie, że trzymacie w ręku 410 banknotów! Gdzieś to trzeba schować, do portfela się nie zmieści, do kieszeni w spodniach też nie. Najlepiej mieć jakąś konkretną saszetkę, czy nawet mini-torebkę. A jakich kart bankowych używać do wypłacania? Efektywnie użyłem trzy rodzaje kart Mastercard, zatem rozliczanych w euro: Curve, pod które podpiętą mam kartę kredytową PEKAO S.A. i normalnie bez żadnej prowizji można wypłacać, a do tego mile (program Miles&More) się naliczają… Oczywiście zależnie od rodzaju posiadanej karty Curve, może się szybko pojawić narzut (ze strony Curve) ze względu na przekroczenie limitów wypłaty gotówki za granicą. Druga karta, Revolut, podobnie. Najbardziej komfortowo i przewidywalnie wypłacało mi się za pomocą karty wielowalutowej Alior Kantor. Oczywiście miałem na subkoncie zakupione euro. Polecam również, zanim zaczniemy używać takiej karty, wykonać telefon do Aliora z informacją, że w takim a takim państwie mamy plany wypłacać gotówkę, żeby nie wycięli jakiegoś numeru. Wszystkie inne karty „wielowalutowe”, czy inne fintechowe wynalazki, też zapewne bardzo dobrze się sprawdzą. Konkluzja: na Madagaskarze wypłacamy gotówkę tylko z bankomatów MCB. Ponieważ ludzie mają różne karty w różnych krajach i bankach, nic nie stoi na przeszkodzie testować, czy inne bankomaty naliczą prowizję czy nie. Jeśli naliczą, to czytelnie o tym poinformują, zanim zdecydujemy się na transakcję. Na przykład, wspomniany blog [2] podaje, że dla karty debetowej WISE VISA, wydanej w UK, bankomat BNI Madagascar nie pobrał prowizji, ale miał też bardzo niski limit jednorazowej wypłaty, zaledwie 200 tys. ariarów. Nic jednak nie napisano na temat kursu wymiany. Bankomaty BNI (Banque nationale de l'industrie, banku założonego w 1919 roku!) często występują na terenie całego kraju, ale z naszymi kartami zdecydowanie się „nie dogadywały”, chciałby pobierać prowizję – jest to kwota rzędu 10 tys. Ar, więc awaryjnie można to zaakceptować. Sprawdzanie czy dany bankomat nie pobiera prowizji, może się też skończyć… źle. W mieście Morondava zauważyłem, że jest tyle bankomatów koło siebie i to przy głównej ulicy RN35, już niedaleko naszego hotelu, że warto spróbować. I tak, bankomat BOA (Bank Of Africa) połknął moją kartę Revolut. Stało się to po anulowaniu operacji, gdy zobaczyłem, że będzie naliczona prowizja. Karta była zwykła, plastikowa, a zatrzymanie karty miało wynikać z procedur bezpieczeństwa ze strony wydawcy karty. Krótko pisząc, Revolut „dał ciała” i jego nieprzeniknione algorytmy nakazały zatrzymanie mojej karty. Był wieczór, bank zamknięty, a my jechaliśmy do naszego hotelu. Czysto spekulacyjnie pisząc, można by próbować odzyskać kartę po otwarciu placówki, ale – jak to napisał „dział wsparcia” (czy może raczej „dział farsy”) Revoluta, nie mogą zagwarantować bezpieczeństwa karty i integralności moich finansów, od momentu pochłonięcia karty przez bankomat, do potencjalnej chwili jej odzyskania. Czyli – zamknij kartę i zaaplikuj o nową, chętnie ci przyślemy, za darmo! Ale łaskawcy! Kolejna lekcja: jeśli jedziesz za granicę, zwłaszcza do takiego państwa jak Madagaskar, musisz mieć plan A, B, C i najlepiej jakiś plan D. Czyli kilka różnych kart, z których dwie, a najlepiej trzy, zapewnią ci komfortowe (bezprowizyjnie, po dobrym kursie) warunki wypłacania gotówki z bankomatów. BLIK od przyjaciela nie przejdzie! Co zrobisz z jedną kartą, jeśli zatrzyma ci ją któryś z bankomatów? Albo, co zrobisz jeśli w bankomacie zabraknie gotówki, albo „czasowo będzie niesprawny”? Gdyby taka sytuacja nam się przydarzyła z bankomatem MCB na lotnisku, pewnie jakąś kwotę wypłacilibyśmy choćby z bankomatu pobierającego haracz. Ale teraz, gdy już wiemy, że MCB to jest to, czego potrzebujemy, można poszukać innych bankomatów tego rodzaju w Antananrywie. Google Maps znajdują siedem lokalizacji! Zatem, są jakieś alternatywy, co nie oznacza, że akurat będzie się dało z nich łatwo skorzystać – trzeba do tych bankomatów podjechać. Faktycznie jednak tak się złożyło, że nasz ostatni hotel, Le Chalet des Roses, był bardzo blisko oddziału banku MCB. Załącznik:
mad04-3.jpg [ 365.92 KiB | Obejrzany 12176 razy ] Bankomat znajduje się na zewnątrz (na zdjęciu, po lewej stronie), nie ma potrzeby wchodzenia do środka banku i niepokojenia ochroniarzy, którzy czujnie lustrują każdego wchodzącego, nakazując zdjęcie nakrycia głowy… Bankomat, gdy pierwszy raz chcieliśmy z niego skorzystać, „chwilowo nie działał”! Zabrakło w nim gotówki, ale ponieważ był w zasadzie obok banku, to gotówka była właśnie uzupełniana. Gdy wróciliśmy po spacerze po stolicy, wszystko już działało jak należy. Trzeba mieć na uwadze, że inni klienci też lubią te bankomaty i może nas spotkać sytuacja, że stoimy w kolejce nawet pół godziny! Trudno się dziwić, jeśli wielu klientów robi po kilka transakcji. Ponieważ to była końcówka naszego pobytu, więc wystarczyła jedna transakcja na 400 tys. ariarów. Bankomat wydał nam nowiutkie, pachnące 20-tki i 10-tki. Normalnie, banknoty madagaskarskie są takim stanie, że wolałbym ich nie mieć w rękach. Poza stolicą jest tylko jedno miasto, Antsirabe (trzecie co do wielkości na Madagaskarze), w którym jest tylko jeden bankomat MCB. Co ciekawe, bank i bankomat znajdują się na ulicy Beniowskiego. Jak wygląda to miejsce, można znaleźć na Google Maps (hasło „MCB MADAGASCAR ATM”). Antsirabe jest miastem leżącym na trasie większości wycieczek i to dwa razy – raz gdy jedzie się do baobabów, a drugi raz, gdy się od nich wraca. Tu jednak trzeba być przygotowanym na niespodzianki, bez alternatywnego planu (nie ma innych bankomatów MCB). I tak się nam przytrafiło, podczas pierwszej wizyty, gdy przyjechaliśmy na trzeci nocleg, postanowiliśmy dokończyć dzieła wypłacania gotówki. Niestety, bankomat był w stanie „dysfunkcji”… wieczorem i tak samo rano. Ktoś może pomyśleć, że poczekamy na otwarcie placówki i coś z tym zrobią. O nie, nie, na Madagaskarze, o godzinie 8:30, kiedy to ten konkretnie oddział się otwiera, jest się już daleko w trasie… Tak, jeszcze się dowiecie, że podróżowanie na Madagaskarze odbywa się reżimie wojskowym. Pobudka 5:30-5:45, śniadanie 6:00, wyjazd 6:30. I tak dzień w dzień! W naszym przypadku to, co udało się wypłacić na lotnisku, idealnie wręcz starczyło do momentu, gdy po raz drugi byliśmy w Antsirabe, mieliśmy tu ósmy nocleg. Bankomat działał, pozwalał też wypłacać 600 tys. ariarów, chyba z powodu niewielkiej liczby banknotów o nominale 20 tys. ariarów, bo dostawaliśmy mieszankę banknotów. Wypłaciliśmy 4,8 mln ariarów, zabezpieczając zapasy gotówki aż do powrotu na ostatni nocleg do stolicy. Jeśli zbierzemy te asynchroniczne zapisy, to ustalimy, że łącznie podczas naszego pobytu na Madagaskarze wypłaciliśmy z bankomatów 9,3 mln ariarów, za około 7900 zł. W większości, w banknotach 10 tys. Ar. Praktycznie wszystko wydaliśmy, na pamiątkę zostawiliśmy sobie nowiutkie banknoty w łącznej kwocie 74,5 tys. Ar (około 63 zł). Wróćmy jednak na ziemię… udało się wypłacić pierwszą transzę gotówki, ale nadal nie wyszliśmy z lotniska! A czas nieubłaganie płynął do przodu, nasz kierowca i żona Tsu zdecydowanie chcieli, abyśmy już wyruszyli dalej. Zatem wizja zakupienia karty SIM na lotnisku nie wchodziła w grę. Widać zresztą było, że kolejka do okienka, w którym sprzedawano karty, strasznie powoli postępowała do przodu. I tu kolejna praktyczna porada: nie ma sensu kupować karty SIM na lotnisku, chyba, że jakimś zrządzeniem losu nie będzie żadnej kolejki. Po prostu szkoda czasu! Bez internetu da się wytrzymać, a po drodze będą punkty sprzedaży, w których spokojnie można kupić i doładować karty do internetu. Przekonamy się wtedy, że jest to bardzo żmudna procedura, która nie bez przyczyny trwa długo… Na Madagaskarze są trzej znaczący operatorzy: Telma, Airtel i Orange. Pełnią oni nie tylko funkcje telekomunikacyjne, ale każdy świadczy ważną usługę elektronicznej portmonetki, którą trzeba najpierw zasilić, a potem można doładowywać swoją kartę SIM. Jadąc przez cały kraj, w najbardziej zapyziałej wiosce, będziemy widzieć budki z czerwonymi reklamami Airtel… Załącznik:
mad04-1.jpg [ 344.64 KiB | Obejrzany 12176 razy ] …rzadziej Telma i jeszcze rzadziej, Orange. A czasem w jednej budce można doładować kartę każdego z tych operatorów. Załącznik:
mad04-2.jpg [ 495.84 KiB | Obejrzany 12176 razy ] Jednak to Telma ma największe pokrycie i polecam kupić karty SIM tego operatora. Zaś World Cola, bardzo kiepski odpowiednik amerykańskiego napoju, stała się narodowym napojem gazowanym Madagaskaru. Załącznik:
mad04-7.jpg [ 352.58 KiB | Obejrzany 12176 razy ] Nasze karty SIM zakupiliśmy dopiero trzeciego dnia, w drodze z Andasibe do Antsirabe. Przejeżdżając główną drogą przez Ambatolampy, zobaczyliśmy sklep Telma (możecie poszukać na Google Maps pod hasłem „Telma Shop Ambatolampy”). Zobaczyliśmy, a nawet usłyszeliśmy, ponieważ trwała właśnie huczna akcja promocyjna, przed sklepikiem wywieszono baloniki i wystawiono dudniące głośniki. W samym sklepiku i na zewnątrz kręciło się z osiem osób w koszulkach operatora, z czego większość to młodzi praktykanci, nie mający zielonego pojęcie o procedurach sprzedaży i obsługi klienta. Robili zatem takie zamieszanie marketingowe. Nie ma oczywiście żadnego powodu, żeby kupować kartę SIM akurat w tym miejscu, gdyż można w każdym innym. My zrobiliśmy to niejako po drodze i przy okazji. Natomiast warto wiedzieć, że procedura nabycia karty to bardzo biurokratyczna czynność. Musimy dać swój paszport, który zostaje skopiowany (sfotografowany), nasze dane z niego wprowadzone do systemu. To nie wszystko – wykonane zostaje aktualne zdjęcie portretowe osoby, na którą karta SIM ma być zarejestrowana. Ponieważ kupiłem dwie karty, dwa razy byłem fotografowany. Trwa to dość długo, pomimo, że „moją sprawą” zajmowały się ze trzy osoby na raz, czyli chyba wszystkie, które wiedziały jak to się robi. Nic dziwnego, że na lotnisku kolejka do punktu Telma wydawał się nie posuwać do przodu ani trochę i dobrze, że w niej nie zdecydowaliśmy się wtedy czekać! Po spełnieniu biurokratycznych wymogów, otrzymałem żółtą kartkę z kontraktem (dla każdej karty SIM osobno) – warto ją zachować, bo jest na niej numer telefonu, konieczny, żeby kartę doładować. Sama karta SIM kosztowała 1000 Ar (0,84 zł). Personel sklepu podmienił zakupione karty w naszych telefonach. Ktoś również uczynnie wypisał mi z tyłu kartki różne kody – warianty zasilenia. Załącznik:
kartyTelma.png [ 538.69 KiB | Obejrzany 12176 razy ] W zasadzie znajomość kodów doładowujących do niczego nie jest potrzebna, bo można ich użyć tylko jeśli założy się portmonetkę MVola (mobile money). Próbowałem później tak zrobić, portmonetkę nawet założyłem, ale… poddałem się przy kolejnym kroku. Aby portmonetkę zasilić, musiałbym iść do dowolnego punktu Telma… z gotówką w garści. Wybrałem plan doładowania (obie karty tak samo), na początek 2,5 GB z ważnością karty 1 miesiąc, za 15000 Ar (około 12,6 zł). Pan w okienku wstukiwał różne kody, po chwili otrzymałem SMS z informacją o doładowaniu konta. Dokładnie tak samo można zrobić w każdej przydrożnej budce Telma. Saldo można również doładować za pomocą kart-zdrapek (żółte, przykładowe zdjęcie na [3]), które sprzedawane są w bardzo wielu miejscach. Czy 2,5 GB danych (pamiętajmy, że liczona jest suma: transfer wychodzący i przychodzący) wystarczy? Wydaje się, że tak, zwłaszcza, że przez większą część czasu naszego podróżowania, zasięg był taki sobie, transfer słaby. Jednak zdarzały się też miejsca, gdzie internet dostawał „kopa”, zapewne gdzieś w pobliżu przekaźników. Wszystko zależy też od celów używania internetu, wysyłanie zdjęć, a tym bardziej filmików, potrafi szybko skonsumować dostępny limit. I na to rzeczywiście się zanosiło, zwłaszcza, że limit mojego telefonu był drenowany przez jeszcze dwa inne telefony … W miejscowości Belo Tsiribihina (tak, tej samej, w której spotkaliśmy grupę Polaków i Tsu), dosłownie przecznicę dalej od restauracji „Mad Zebu”, w kolejnym całkiem dobrze wyglądającym punkcie – sklepiku Telma, doładowałem (przy asyście naszego kierowcy) moją kartę pakietem na 15 GB (za 75000 Ar, czyli 63 zł), a drugą tak samo jak poprzednio. I to powinno już zdecydowanie starczyć do końca… gdyby nie pewien incydent. W hotelu koło parku Ranomafana podłączyłem laptop do hotspota komórki, transfer w tamtym miejscu był wyjątkowo dobry. Tak dobry, że… Windowsy postanowiły zrobić sobie aktualizację. I pobrały jakieś 8 GB danych… zorientowałem się, gdy nauczyłem się jakim kodem sprawdzić pozostały limit danych. W efekcie, raz jeszcze, na sam koniec, w ostatniej miejscowości Ifaty, spacerując główną ulicą wsi, sam już poradziłem sobie w budce, pokazując palcem kod na kartce, że chcę 2,5 GB doładowania. Płacąc, a jakże, gotówką. Jaki morał „z tej opowieści”? Ano taki, że nie ma co oszczędzać, polecam kupić kartę SIM i doładować ją od razu na 15 GB danych (i miesiąc ważności). Jeśli nie będziecie robić update’ów systemu operacyjnego na komputerze, jeśli nie będzie oglądany Youtube (co czasem może się udawać, ale raczej nie w drodze), powinno wystarczyć. Dostępny limit danych oraz ważność konta sprawdzamy kodem skróconym [3]. Po kolei (jak na zrzutach ekranu, od lewej do prawej), wpisujemy #359#. Dalej wpisujemy 1. Ponieważ moją kartę doładowałem dwoma rodzajami doładowań, widnieją dwie odrębne pozycje. Doładowanie w ramach takiego samego kodu (np. drugi raz 15000) powiększa saldo tej pozycji. Zatem, choć to trochę dziwne, żeby sprawdzić ile nam zostało, trzeba osobno sprawdzić obie pozycje, czyli 1 i 2. Po wybraniu każdej z nich zobaczymy, ile mamy danych oraz jak długo są ważne. Powiedzmy, że wpiszę teraz 1. Jak widać, to nie koniec, jeszcze raz wpisuję 1 (kod 00 to powrót do poprzedniego menu). W ramach tego planu zostało 301,7 MB z ważnością do 22/09/2024. Załącznik:
kodyTelma.png [ 71.5 KiB | Obejrzany 12176 razy ] Jeśli chcemy wykonać połączenia głosowe, to również należy kartę doładować odpowiednim kodem, np. na określoną liczbę minut takich połączeń. Czas wyruszyć w drogę! A w każdym razie, w kierunku auta, gdzieś na parkingu przed terminalem, w którym to aucie zapłacimy resztę płatności żonie Tsu, przekażemy jej ten plecak zakupiony na życzenie jej męża, podpiszemy oficjalną umowę, wydrukowaną na jakieś domowej drukareczce… Czy mogą nas spotkać jakieś niespodzianki? O, tak! Na Madagaskarze, w bardzo wielu miejscach, przede wszystkim takich, w których turyści przenoszą swój dobytek – czyli lotnisko, taksówki, hotele – czają się tabuny „pomocników”, którzy koniecznie chcą cię wyręczyć w niesieniu twojego bagażu. Chcą po prostu zarobić, cokolwiek, za tę drobną przysługę. Na niektórych blogach możemy przeczytać, że warto dać takim ludziom 500-1000 Ar, dla nas to są grosze, a dla nich może „być albo nie być”. Każdą taką sytuację warto rozsądnie rozeznać, z wyczuciem, wliczając – jeśli oczywiście chcemy – tego typu koszty do kategorii „napiwki”. Z bagażem jest jednak sprawa taka, że z różnych powodów może nie chcielibyśmy przekazywać go w cudze ręce. Ot, choćby z poczucia bezpieczeństwa. Tuż obok auta nastąpiło zamieszanie. Nagle przy wkładaniu bagaży zaczęło nam pomagać dwóch ochotników. Moja żona była przekonana, że to „kierowca i koledzy”… Sytuacja całkowicie absurdalna, bo jedyna czynność, jaką „pomocnicy” wykonali, było włożenie dwóch plecaków do bagażnika. Pomyślałem sobie, ok – dorwaliście się, niech wam będzie. Nie miałem wtedy jeszcze banknotów o drobnych nominałach. A niech tam! Niech mają swój dzień – dałem jednemu z nich 10 tys. Drugi też chciał, ale to już była przesada. Jaki z tego morał? Trzeba być przygotowanym, to znaczy wiedzieć, że tak to wygląda. Nie musimy skorzystać z niczyjej usługi. We wszystkich kolejnych miejscach, stanowczo braliśmy swoje bagaże i samodzielnie przenosili, czy to do hotelu, czy z powrotem do auta. W niektórych hotelach, jak choćby wspomniany wcześniej Le Chalet des Roses, tacy „pomocnicy” noszą plakietki. Wolno im czekać na okazję u wejścia do hotelu. Na FB jest grupa „Madagascar Expat Lifestyle”, na której znalazłem wpis o liczbie pasażerów obsłużonych przez lotnisko TNR w ubiegłym roku: „More than a million passengers transported to Madagascar in 2023”. A pierwszy komentarz brzmiał: „And more than a million people scammed by the fake employees trying to grab their luggage and then expecting compensation”, skomentowany z kolei: „Your choice in fact...”. Ważne, żebyśmy mieli wybór Po zapakowaniu bagaży usiedliśmy w środku, żona Tsu na miejscu kierowcy, wyjęła kontrakt, ja odliczyłem należne 2660 euro (po odliczeniu kosztu zakupionego za 40 euro plecaka). Złożyliśmy podpisy, życząc dobrej drogi… Nasz pierwszy kierowca, Fely, zajął wreszcie swoje miejsce. Zbliżała się 15:30, od naszego lądowania minęły ponad dwie godziny… ruszamy. Przed nami droga do hotelu Feon’ny Ala, koło Andasibe. To tylko 150 km. Jednak już tego wieczoru przekonamy się, że czas oraz odległości pokonywane na Madagaskarze, liczą się zupełnie inaczej… [1] Blog ze zdjęciem terminala MCB na lotnisku: https://mindofahitchhiker.com/arriving- ... mauritius/ [2] Raz jeszcze, bankomat MCB na lotnisku TNR: https://www.nomadicbackpacker.com/free- ... ascar.html [3] Opis kodów skróconych operatora Telma https://www.madacamp.com/Telma (责任编辑:) |